Laska czarowna

     Jeden młynarz bogaty miał jedynaczkę córkę. Starali się różni o nią, ale ona sobie upodobała jednego biednego parobka ze skraju wsi i powiada:
      - Tatusiu, albo za tego pójdę, albo mnie pochowajcie.
      - Ano, niech będzie - rzekł młynarz - abyś tylko nie płakała, że za ubogiego człeka idziesz.
      Chodził tedy parobek do młynarczanki całe trzy niedziele i wyszły już jego zapowiedzi. Ale gdy na czwartą niedzielę przyszedł, rodzice narzeczonej oznajmili mu z płaczem:
      - Nie będzie nic z tego, bo nam się córka utopiła.
      Parobek jeno pokiwał głową na to i mówi do siebie: "Cosik w tym jest, ale się prawda pokaże". I poszedł.
      Idąc przez las, spotkał dziadka w łachmanach modlącego się pod sosną, a wydało mu się, jakoby miał skrzydła u żeber zwieszone.
      - Mój dziadku - mówi - opłakuję narzeczoną, co mi się utopiła, poradźcie mi, gdzie mam szukać jej trupa, jeżeli znajdę w rzece, to uwierzę i pochowam.
      - Nie znajdziesz, bo za duże pieniądze woleli ją żywą rodzice czartu sprzedać, aby twoja nie była. Dam ci laskę taką, co nią wszystko zdobędziesz, co zechcesz, bo jest strugana z rajskiego drzewa, a w niebie okuta. Za jej uderzeniem w ziemię wojska przed tobą uciekać będą ze strachu.
      Parobek zdjął ze siebie sukmanę, dał ją dziadkowi za ową laskę i rozeszli się.
      Idzie chłop dalej lasem, a tu z lokajami postrojonymi jedzie kareta, a w niej siedzi jakiś pan we fraku z orderami i przy nim kobieta, ale zakryta firanką. Gdy parobek przystanął, pan krzyknął na woźnicę:
      - Ruszaj!
      Konie ruszyły, ale chłop myśli sobie: "Mam cię, poczekaj" . I pobiegł za torem karety, której koła wybijały w ziemi duże koleje, on zaś laską uderzał w ziemię, żeby mu się znaczyło. Tak uleciał mil kilka, ale pod noc wyszły chmury, zaczęło grzmieć i błyskać, i taki padł grad z ulewą, że woda wezbrana płynąc przykryła całkiem koleje od kół i tor się chłopu zmylił.
      Myśli sobie: "Baj baja, głupiś dziadu z twoim kijem, dyć to jak kołek od płotu, wyrzucę gdzie, a szkoda mojej sukmany, teraz mi w kaftanie zimno". Właśnie chciał złamać go na dwoje i cisnąć, trzasnął piorun tuż przy nim w sosnę, a chłop odskoczył i kij upuścił na ziemię. Wtem patrzy, a tu ów pan, co jechał w karecie, stoi przy nim we fraku i schyliwszy się, wyciąga rękę z pazurami, by sięgnąć po kij. Chłop się zmiarkował, przystawił nogą koniec laski, a potem i obydwoma stanął na niej nogami, tak że widmo zakwiczało jeno okrutnie i drapnęło w las.
      Zaraz potem woda spłynęła i zrobiła się piękna pogoda, a chłop już kija nie puszczając, szedł ciągle naprzód, pod coraz to wyższą górę skalistą, gdzie także koleje od kół w skale zdawały mu się być wykute. Szedł tak dzień i noc, a zawsze podpierając się i stukając kijem w ziemię, jak mu dziadek kazał, a nawet gdy mu się spać zachciało, położył się na tym kiju i zasnął. Przyśnił mu się znowu ten dziadek i mówi mu: "Kija tego nie puszczaj, bo zginiesz. Twoja narzeczona siedzi teraz na wieży, ale trzeba ci pierwej zamek zdobyć, nim ją dostaniesz".
      Obudził się ze snu i rzeczywiście ujrzał na szczycie góry ogromne zamczysko, a przy nim wojsko zbrojne. Gdy laską stuknął w ziemię, całe wojsko na szańcach kładzie się i śpi. Wszedł w pierwszą bramę, a za drugą na gankach znowu się rychtują żołnierze i śmieją się z niego. Ale jak uderzył w ziemię, jak żołnierze poszli w taniec, obracając się po gankach wkoło, aż zlatują na dół. Wszedł w trzecią bramę. Znowu mu żołnierze z okrutnymi pałaszami stanęli na drodze, on kijem w ziemię buch!, a tu żołnierze zmieniają się w kruki czarne i z wielkim odlatują piskiem. Patrzy, a ten pan, co jechał w karecie i kij mu chciał odebrać - stoi, a oczy mu się iskrzą. On znowu kijem mach!, a czart zamienił się w strasznego nietoperza i w ziemię się wrył.
      Dopiero chłop idzie spokojnie do zamku i widzi wszędzie wygody i bogactwa, jakie tylko mogą być na świecie. Ale gdzież narzeczona? Patrzy, jest i wysoka wieża. Idzie do niej - drzwi zamknięte. Uderzył laską - otworzyły się, a tu narzeczona stoi, okręcona łańcuchem żelaznym, co go sto łokci było. Uderzył laską, łańcuchy pękły i jak proch od niej odleciały. Wtedy ją pojął i jego już była. Zamek i królestwo całe wzięli dla siebie i dziękując Bogu, nażyli się siła, bo do późnej starości.
Bajki zamieszczone w tej witrynie pochodzą z książki
"Baśnie, opowieści, gadki przez Oskara Kolberga zebrane", Prószyński i S-ka 1998,
do której zostały wybrane z "Dzieł wszystkich" Oskara Kolberga, t. 1–66, 1961–79
Ostatnie zmiany w witrynie: 2011-02-26
Copyright © Prószyński Media sp. z o.o. 2000–2013